Jak sprawdzają się pedały Thrustmaster T-LCM przy profesjonalnej jeździe? Jakie oczekiwania ma wobec nich zawodowiec? Nasza relacja nie zawsze była wzorowa, ale nie bez powodu, to właśnie mój egzemplarz ma obecnie jeden z największych przebiegów w Polsce, jak i na świecie.
Niezależnie od tego, czy jesteś świeżakiem w społeczności simracingowej, czy jej doświadczonym członkiem, bardzo prawdopodobne, że niejednokrotnie słyszałeś o propozycji Thrustmastera, która w momencie wejścia na rynek była przełomowa – pedałach T-LCM. Jest to pierwszy zestaw z load cellem, który można kupić na terenie Polski w przystępnej cenie. Niniejszy artykuł potraktuj jako ocenę tego pedalsetu z perspektywy profesjonalnego zawodnika, który spędził z nim dwa lata, ale także jako vademecum, w którym znajdziesz wiele wzmianek o potencjalnych problemach i ich rozwiązaniach. Model ten świetnie przyjął się w Polsce, dlatego uważam, że artykuł ten może zrobić dużo dobrego dla naszej społeczności.
Pamiętam, że już w momencie ogłoszenia premiery pedałów Thrustmaster T-LCM byłem praktycznie pewny, że wkrótce zawitają w moim domu. Moje zaufanie do jakości tego zestawu było na tyle duże, że zamówiłem go jeszcze w przedsprzedaży. Przesyłkę od kuriera z T-LCMami otrzymałem jako jedna z pierwszych osób w naszym kraju. Żebyśmy mieli jasność, dla tych, którzy nie wiedzą jak wygląda ten sprzęt, w skład zestawu wchodzą:
- pedały, czyli najważniejsza część zestawu,
- podkładki pod nakładki (tak, brzmi to dziwnie), dzięki którym możemy regulować wysokość, grubość i nachylenie nakładek względem ramienia,
- zestaw sprężyn o różnej twardości w celu dostosowania hamulca do swoich potrzeb,
- podkładki metalowe używane do skrócenia skoku hamulca – takie, które kupuje w sklepie budowlanym na wagę.
Przed zakupem pedałów wątpliwości społeczności simracingowej koncentrowały się na konstrukcji obudowy oraz części mechanizmu wykonanych z tworzywa sztucznego. Obudowa jest wykonana z porządnego i grubego tworzywa sztucznego (ABS bodajże), i nie mam pojęcia, co trzeba by było z nią zrobić, żeby ją mocniej uszkodzić. Można ją co najwyżej trochę porysować, ale nie wpływa to w żaden sposób na użytkowanie. Według mnie obawy w tym zakresie były nieuzasadnione.
Na pedałach można wyczuć delikatny luz na boki, ale nie jest to coś, co wpływa na wrażenia z jazdy. W niektórych egzemplarzach może to jednak narastać z czasem, ale nigdy nie miałem z tym większego kłopotu w mojej sztuce. W przypadku hamulca czasami problemem jest zbyt duży luz przy odchylaniu ramienia podczas przyciągania go “do siebie”. Jego niewielki poziom jest bardzo pomocny przy modyfikacjach konfiguracji sprężyn lub elastomerów (nie trzeba tak mocno ich dociskać, żeby otworzyć cały mechanizm), ale w skrajnym przypadku może doprowadzić on do rozpadnięcia się konstrukcji hamulca podczas jazdy. Rozwiązanie jest jednak wybitnie proste – na odwrocie zestawu znajduje się nakrętka, którą wystarczy dokręcić kluczem i wszystko wróci do normy.
W toku eksploatacji mojego egzemplarza okazało się, że najsłabszymi punktami konstrukcji zdają się być niestety elementy metalowe. Podstawa wykonana z ryflowanej blachy wygląda bardzo atrakcyjnie i dobrze trzyma piętę… ale tylko przez pierwsze miesiące. Potem bez antypoślizgu lub obuwia pięta jeździ jak po lodzie. Dosłownie. Być może jest to też kwestia pochylenia podstawy płyty względem poziomu – moja była zamontowana prawie na płasko, co mogło ten efekt wzmagać. Nie zmiania to faktu, że tak być zwyczajnie nie powinno.
Kolejny element, który budzi wątpliwości to nakładki, na pierwszy rzut oka bardzo przyzwoite, potrafiące niestety korodować pod wpływem potu, szczególnie jeżeli jeździ się boso. W moim przypadku Thrustmaster od ręki wymienił je na nowe – bardzo fajnie z ich strony, ale niesmak trochę pozostał.
Natomiast śrubki przytwierdzające nakładki do ramion to jest już jakieś nieporozumienie. Dokręcenie/odkręcenie ich z większą siłą parę razy dodanym do zestawu imbusem (też kiepskiej jakości, nawiasem mówiąc) doprowadza do ich wyrabiania się, a wtedy pojawia się już większy problem. Niestety, albo trzeba dokręcać je delikatnie, albo na starcie wymienić na inne. Osobiście kupiłem za parę złotych, stożkowe M4x40 w sklepie budowlanym i są w porządku. Ten problem zatem można rozwiązać szybko i niewielkim kosztem.
Oczywiście pedały mają również wiele zalet. Jednym z największych plusów tego zestawu, na który zwracano uwagę jeszcze przed premierą, jest zastosowanie czujników Halla pod gazem i sprzęgłem. Jest to rozwiązanie bardziej odporne na zużycie i awarie od powszechnie wykorzystywanych w segmencie budżetowym potencjometrów, więc chwała Thrustmasterowi za to, że je zastosował. Dla mnie był to jeden z argumentów, który zadecydował o wyborze T-LCM zamiast CSL Elite, w których problemy z potencjometrami po dłuższym i częstszym używaniu są powszechne. Zdarza się, że czujniki Halla w T-LCMach ulegają awarii (objawia się ona brakiem płynności pracy gazu i sprzęgła), ale skala problemu raczej nie jest duża.
Podsumowując mechaniczną stronę zestawu: w pewnych aspektach cięcie kosztów poszło według mnie za daleko, co doprowadziło do powstania irytujących niedoróbek, jednak całość wciąż prezentuje się przyzwoicie.
Pedały Thrustmaster T-LCM w praktyce
Zacznę od ustalenia jednej kwestii: mimo że instrukcja sugeruje używanie go w obuwiu, ten pedalset został zaprojektowany do jazdy w skarpetkach i tak go właśnie używałem. Posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że do jazdy w butach się zbytnio nie nadaje ze względu na wysokość pedałów i sposób ich pracy.
Charakterystyka gazu i sprzęgła jest według mnie trochę… nijaka. Ten pierwszy jest miękki, według mnie za miękki, z liniową charakterystyką i bardzo dużym skokiem, powiedziałbym, że zbyt dużym. To wg. mnie główny powód, dlaczego T-LCMy niezbyt nadają się do jazdy w butach. Praca sprzęgła niestety nie ma wiele wspólnego ze sprzęgłem w samochodzie. Sprężyna pod pedałem jest również liniowa, twardsza niż pod gazem, dlatego często dokonuje się ich zamiany. Tragedii nie ma, ale powodów do zachwytu również nie. Gaz i sprzęgło w założeniach mają po prostu poprawnie działać, a jeżeli ktoś chce lepszej charakterystyki, to niech sobie kombinuje. Mimo wszystko, w tej cenie trudno oczekiwać czegoś innego. Wszak to nie one stanowią esencję tego zestawu.
Daniem głównym jest hamulec z load cellem, a Thrustmaster T-LCM jest pierwszym zestawem dostępnym w Polsce w przystępnej cenie, który takowy posiada. Sprawiło to, że moje oczekiwania od pracy hamulca były więc wysokie. Czy zostały spełnione? Niestety nie, nie w przypadku konfiguracji fabrycznej.
Miękkie sprężyny przydają się głównie na początku, gdy przechodzi się z pedałów z potencjometrem, w których hamulec zazwyczaj jest znacznie miększy. Po kilku dniach/tygodniach są one zamieniane na dwie czerwone lub na kombinację czerwonej i czarnej. Potem przynajmniej jedna z nich powinna zostać zastąpiona elastomerami.
Opieranie działania hamulca na samych sprężynach to według mnie zwyczajne zmarnowanie potencjału load cella. Rozumiem, że Thrustmaster musiał w pewnych kwestiach pójść na kompromisy, ale tu?!, w elemencie, który miał być wyróżnikiem tego zestawu? Nawet teraz, kiedy już nie korzystam z tych pedałów, myśl o tym sprawia, że się denerwuję. Wszystkie sprężyny są liniowe, więc progresywnego oporu nie ma, a hamulec ma bardzo duży skok, co daje wrażenie wpadania w podłogę (w zasadzie to nie tylko wrażenie, bo po prostu wpada do końca), praktycznie niezależnie od doboru twardości. Krótko mówiąc, brak elastomerów boli i to potężnie. Thrustmasterze, dlaczego to zrobiłeś? Elastomery przecież nie są drogie.
Długo nie wytrzymałem i po chwili wraz z moim ówczesnym kolegą z drużyny postanowiliśmy naprawić to, co fabryka zepsuła. Kupiliśmy wałki poliuretanowe o twardości 55 i 65, które pocięliśmy i przewierciliśmy. W takiej postaci można nimi zastąpić część lub wszystkie sprężyny. Na początku używałem kombinacji: dwa elastomery + mała sprężyna + czerwona sprężyna. Później przez większość czasu używałem konfiguracji złożonej z trzech elastomerów + czerwona sprężyna. W końcowym okresie używałem już tylko zestawu pięciu elastomerów z podkładką metalową pomiędzy każdym z nich. Mi osobiście najbardziej podeszła ta ostatnia opcja, ale jest ona dosyć hardkorowa – pre travel wtedy nie istnieje (mocny opór jest od samego początku), a to nie każdemu może przypaść do gustu.
Dokonanie tej modyfikacji całkowicie zmieniło moje wrażenia z jazdy i nastawienie do tych pedałów. Hamulec w końcu zaczął pracować tak, jak powinien. Używanie go w takiej postaci sprawiało mi naprawdę dużą satysfakcję, a feeling był bardzo przyjemny. Miód malina po prostu. W niektórych przypadkach odczucia polepszyć może jeszcze użycie smaru, ale w moim przypadku nie był on konieczny.
Muszę w tym momencie zaznaczyć, że prawdopodobnie wszystkie elastomery o twardości większej niż 55 będą już za twarde, chyba, że ktoś chce osiągnąć efekt skały – wtedy można rozważyć twardość 65.
Użytkownicy, którzy chcieliby pójść trochę bardziej bezwysiłkową drogą nie zostają z niczym. W internecie można kupić mody, które dają podobny efekt. Dwa lata temu były bardzo drogie (powyżej 100 zł),trzeba było sprowadzać je z zagranicy, dlatego zrezygnowałem z ich kupna. Obecnie, z tego co mi wiadomo, taki zakup jest znacznie łatwiejszy i tańszy – prawdopodobnie wystarczy szybki research w grupach simracingowych. Niektóre elastomery do deskorolki również powinny pasować.
Niezależnie od sposobu jej wykonania, założenie elastomerów to według mnie modyfikacja konieczna, żeby w pełni czuć satysfakcję z tych pedałów, dlatego polecam ją każdemu. Im szybciej się to zrobi, tym lepiej.
Wszystkie wcześniej wymienione problemy konstrukcyjne są z kategorii takich, które można rozwiązać w miarę tanim kosztem. Jest jednak jeden, który bez gruntownych przeróbek jest nie do obejścia, a jest nim wysokość pedałów. Według mnie ramiona są zwyczajnie zbyt krótkie, przez co na dłuższą metę trudno uzyskać optymalną pozycję, a przynajmniej było tak w moim przypadku. Nie jest to coś, do czego nie da się przyzwyczaić, ale mi dokuczało. Warto mieć to w pamięci, decydując się na zakup.
Oprogramowanie do kalibracji nigdy nie sprawiło mi większego problemu – można ustawić wszystko, tak jak się preferuje. Bardzo irytująca jest jednak konieczność odłączania i podłączania zestawu za każdym razem, gdy zastosuje się zmiany. Kalibrując sprzęt, trzeba mieć z tyłu głowy, że działanie suwaka “BRAKE FORCE” nie jest liniowe: mimo skali od zera do stu, 50% na suwaku nie jest równe 50 kg na load cellu, a 70% nie jest równe 70 kg. Projektant aplikacji zastosował tam skalę wykładniczą, prawdopodobnie w celu ułatwienia życia użytkownikowi. Czy osiągnięto zamierzony efekt – według mnie nie.
Moja historia z Thrustmasterami T-LCM nie zawsze była usłana różami. Muszę jednak powiedzieć, że finalnie te pedały dobrze zniosły dwa lata profesjonalnej jazdy i zapewne jeszcze wiele przed nimi. Już nie ze mną, ponieważ kilka tygodni temu podjąłem decyzję, że czas iść do przodu i zaopatrzyłem się w nowy zestaw, ale jestem pewny, że nowy właściciel będzie z nich zadowolony.
Czy polecam ich zakup? Oczywiście, że tak, szczególnie jeżeli będą dostępne promocji. Są to po prostu dobre pedały w przystępnej cenie, do której warto jednak doliczyć koszt modyfikacji, o których wspominałem. Gdy wchodziły na rynek, jedynym poważnym konkurentem w tym budżecie był zestaw Fanatec CSL Elite, w którym gaz i sprzęgło były oparte na potencjometrach sprawiających wielu posiadaczom problemy. Obecne CSL LC wykorzystują czujniki Halla i zapewniają lepszy feeling hamulca po wyjęciu z opakowania, ale kosztują więcej i trzeba je zamawiać z Niemiec (tam też trzeba je wysyłać na gwarancję w razie potrzeby). Dlatego Thrustmastery T-LCM, pomimo tego, że są na rynku od ponad dwóch lat, to nadal jeden z bardziej atrakcyjnych zestawów w przystępnej cenie, który nadaje się do profesjonalnego zastosowania.